Grudniowy wypad do Bournemouth
Chciałem zacząć od końca, ale zacznę od początku.
Zostawiliśmy plecaki w wynajętym pokoju i udaliśmy się do najbliższego pubu. Był Guiness, był mecz Premier League, był dobry, robotniczy klimat. Jednak nie do końca o to mi chodziło, nie tego szukałem. Postanowiliśmy więc zmienić lokal, udać się do porządnego przybytku rozkoszy z 1820 roku. Po drodze – Guiness zrobił swoje – zaliczyliśmy jeszcze przejażdżkę diabelskim młynem przy plaży.
Pub, do którego dotarliśmy był naprawdę zacnym miejscem, prawdziwą instytucją. Boazeria, drewniane stoły i obite materiałem krzesła jednoznacznie przywodziły na myśl stare, dobre czasy. Średnia wieku bawiących tam jegomości i niewiast pozwalała domniemywać, że wśród nich mogą znajdować się tacy, którzy pamiętają wiek pary. Zaiste wyborne to było miejsce. Wystarczyło puścić wodze wyobraźni, żeby zobaczyć Charlesa Dickes`a czy Oscara Wilde`a, siedzących nad kufelkiem pod ścianą i kreślących coś w swoich seksternach. Oczywiści kreślących już gotowe myśli, bo na obserwację życia i poszukiwanie pomysłów wybraliby się do tego pierwszego pubu, tak jak w tym samym zamyśle przemierzali londyński East End.
Bar był długi, gościnny, potrafiący obsłużyć całą masę spragnionych wędrowców. Oczywiście najbardziej zachęcająco wyglądał długi rządek kraników ze złotym trunkiem. Były tam wszystkie najważniejsze marki, potrafiące zaspokoić gusta przybyszów z każdego zakątka naszego kontynentu i nie tylko. Warto pamiętać, że plaża w Bournemouth należy do jednej z dziesięciu najbardziej obleganych plaż na świecie. Obok dumnie prężących się kraników, stał jeden samotny. Trochę wycofany, trochę mniejszy, trochę jakby z boku. Nie była to żadna znana marka, zamawiali ją tylko wtajemniczeni mieszkańcy angielskich miast i wsi. Postanowiłem zrobić to samo. Lubię wtaczać się w otoczenie.
Worthington`s. Boże ile ja bym dał, żeby znów zanurzyć me usta w kuflu tej ambrozji. Browar Worthington, druga najstarsza brytyjska marka piwa warzonego w sposób ciągły po Whitbread. William Worthington założył swój browar w już 1761 roku (wiem, przy browarach z Bawarii to zaledwie młodzian), a gdy zmarł w 1800 roku, jego browar był jednym z największych poza Londynem. Jednak ambicje były jeszcze większe. Horace Tabberer Brown, chemik zatrudniony przez firmę od 1866 roku był pionierem nauki piwowarskiej w oddzielaniu i hodowli czystych szczepów drożdży, a browar jako pierwszy na świecie systematycznie korzystał z laboratorium w procesie warzenia piwa od 1872 roku. W latach 60-tych XX wieku butelkowane piwo Worthington`s było jednym z trzech piw butelkowanych – obok Guiness i Bass – dystrybuowanym w całej Anglii. Niestety popularność piwa butelkowanego spadła wraz z pojawieniem się piwa w beczkach. Pierwotny browar Worthington`s zamknął swe wrota w 1965 roku, chociaż piwo wciąż produkowane było w innych lokalizacjach. Od 1987 roku Worthington odzyskał swoją pozycję wiodącej marki piwa koncernu Bass (dzisiaj należy do amerykańskiego koncernu Coors), dzięki wariantowi Creamflow, który dane mi było skosztować. Znakomicie kremowe, z aksamitnymi nutami bogatego chleba słodowego z masłem, schłodzonego mleka słodowego i banana. Wzmocnione nutami lukrecji, orzechowym toffi i koszykiem mieszanych owoców. Każdy łyk tego 3,6 procentowego cuda zapewnia taki zakres podniebnych rozkoszy, że nie chciałem opuścić lokalu nawet, gdy prosił już o to ochroniarz.
PS Gdy pewnego dnia otworzę restaurację, co nie wiem czy nie jest marzeniem ściętej głowy, to stanę na tej głowie (o ile będzie na swoim miejscu), żeby piwo Creamflow było u mnie dostępne. Będzie to zadanie karkołomne (jak nie głowa to kark..), bo Wielka Brytania zdecydowała się opuścić naszą wspólnotę.
Angielski pub
Pub, słowo pochodzące z połowy XIX wieku, skrót od public house. Budynek, do którego ludzie chodzą na drinka i spotykają się z przyjaciółmi. Puby serwują napoje alkoholowe i niealkoholowe, a często również jedzenie. Ja zjadłem właśnie fish and chips z gniecionym groszkiem, a w niedzielę raczyłem się tradycyjną dla tego dnia domową pieczeniową wieprzową w sosie z pieczonymi ziemniakami i Puddingiem Yorkshire.
Puby odgrywają ważną rolę w życiu towarzyskim mieszkańców Wielkiej Brytanii. Ludzie często chodzą do pubu „lokalnego”, znajdującego się najbliżej ich domu, Puby mają swój charakter i atmosferę. Niektóre przyciągają gości puszczaniem muzyki, prowadzeniem quizów, czy też dużymi ekranami telewizyjnymi, na których można oglądać wydarzenia sportowe. Istnieją również bardzo stare, tradycyjne, wiejskie puby, które stanowią centrum wiejskiego życia. Niektóre puby mają więcej niż jeden bar (salę, w której można się napić), w którym napoje sprzedawane są przy ladzie, także zwanej barem. Popularnymi napojami są piwo, lager, wino oraz mocniejsze alkohole. Puby można podzielić na tied houses (domy powiązane), należące do browarów i sprzedające piwa produkowane przez browary, do których należą oraz free houses (wolne domy), nienależące do browarów i oferujące piwa kilku różnych firm.
Puby zazwyczaj sprzedają chipsy i orzeszki, a wiele z nich oferuje proste dania pubowe, takie jak kiełbasa z frytkami czy ploughman’s lunch – zimny posiłek składający się z chleba, sera, pikli i sałatki. Inne, czasami zwane gastropubami, serwują szerszą gamę jedzenia i przypominają restauracje. Puby mogą być otwarte przez cały dzień, a nawet przez godziny, jeśli mają odpowiednią licencję. Kiedy zbliża się godzina zamknięcia, barman lub barmanka dzwoni dzwonkiem i woła „Last orders!” (Ostatnie zamówienia!), aby dać klientom czas na zamówienie jeszcze jednego drinka. Po tym, jak osoba za barem zawoła „Time!” (Czas!), klienci mają chwilę na dopicie drinków i wyjście. Od lat 80-tych XX wieku liczba pubów w Wielkiej Brytanii znacznie spadła, nad czym bardzo ubolewam. Nie pozwólmy upaść tym fantastycznym instytucjom!
Angielskie śniadanie
Full English breakfast. Pełne angielskie śniadanie. Dumna tradycja i kultowe danie w brytyjskiej kulturze kulinarnej. Jak je zjem, to do wieczora będę pościł. Ale nie wiem, czy dam radę zjeść je całe.
Idea angielskiego śniadania sięga XIV wieku i angielskiej szlachty, która postrzegała siebie jako strażników spuścizny tradycyjnego, wiejskiego życia, spadkobierców Anglosasów. Uczty śniadaniowe stały się dla nich niezwykle ważnym wydarzeniem towarzyskim. Jednak ówczesne śniadania, będące okazją do pokazania swojego bogactwa i kunsztu miejscowych kucharzy, znacznie różniły się od tego, co dzisiaj znamy jako angielskie śniadanie. Wtedy na suto zastawionych stołach królowały pieczone steki z halibuta, udka bażanta, owcze języki, szarpany drób, policzki wieprzowe, kiełbasy, kaszanki, boczek.
Szlachta z czasem zaczęła podupadać i gdy królowa Wiktoria wstępowała na tron, w społeczeństwie pojawiła się nowa zamożna klasa, złożona z kupców i fabrykantów. Wszystko dzięki rewolucji przemysłowej, która wygenerowała niespotykane dotąd bogactwo. Ci nowi posiadacze fortun zerkali wstecz właśnie na szlachtę, jako wzór modelu społecznego, do którego należy dążyć. Przejęli więc po szlachcie koncepcję angielskiego śniadania jako ważnego wydarzenia towarzyskiego.
Po epoce wiktoriańskiej przyszła epoka edwardiańska. Czas długich i spokojnych śniadań w ogrodzie. Właśnie wtedy, przed I wojną światową, w hotelach, pensjonatach i pociągach zaczął pojawiać się standard, który znamy dzisiaj. Bekon, jajka, kiełbasa, kaszanka, fasolka po bretońsku, grillowany pomidor, tosty z dżemami i marmoladą, herbata (lub kawa) i sok pomarańczowy. Popularność angielskiego śniadania wciąż rosła.
Po klasie średniej przyszedł też czas na klasę pracującą a apogeum popularności bekonu, jajka, kiełbaski i całej reszty składników śniadania, przypada na początek lat 50-tych XX wieku, kiedy to połowo brytyjskiej populacji zaczynała dzień od zjedzenia tego zestawu.
God Save The King and English Breakfast!
Po walce
Musiało minąć kilka dni, musiałem ochłonąć i pozbierać myśli. Czas podsumować to, co wydarzyło się w Bournemouth.
Mateusz Masternak stanął wreszcie przed upragnioną szansą sięgnięcia po tytuł mistrza świata w boksie, ale na skutek kontuzji musiał przerwać walkę. Zrobiło mi się wtedy potwornie przykro. Przykro dlatego, że wiem jaki straszny był to dla Mateusza cios, jak trudna była to dla niego chwila, jak trudną drogę przeszedł i jak bardzo pragnął tego tytułu.
Mateusz przewyższał swojego oponenta, aktualnego mistrza świata, w każdym aspekcie bokserskiego rzemiosła. Widzieli to sędziowie, u których wysoko prowadził na kartach punktowych, i widzieli to wszyscy kibice obecni na hali. Cisza, płynąca podczas walki od strony siedzących koło mnie Anglików była naprawdę wymowna. Widzieli oni, że ich idol, Chris Billam-Smith, dostaje srogą lekcję od naszego pretendenta. Niestety wszystko skończyło się po 7. rundzie.
Z Mateuszem miałem okazję porozmawiać jeszcze w Bournemouth i dowiedziałem się, że żadne ciosy rywala nie wywarły na nim wrażenia. Czuł za to, że to jego ciosy sieją spustoszenie w psychice aktualnego mistrza. Mistrza, który nie mógł znaleźć żadnej skutecznej recepty na bity przez Mateusza lewy prosty i kombinacje z obu rąk. Zresztą każdy kto oglądał walkę widział, że Mateusz przewyższa o klasę swojego rywala.
Co się zatem stało? Mateusz najprawdopodobniej zerwał mięśnie międzyżebrowe podczas szarpaniny w klinczu. Sprawia to olbrzymi ból i nie pozwala oddychać, a co dopiero kontynuować walkę. Niestety.
Wracaj szybko do zdrowia Mistrzu i idź po swoje. Wiem, że ten tytuł i tak zdobędziesz i wiem, że z powodu wszystkich przeciwności losu, które musiałeś pokonać na swojej drodze, tytuł ten będzie smakować wyjątkowo!
Jesteś wielki! To zaszczyt Cię znać.