Oriana Fallaci „L`Italia della dolce vita”
Ukazała się niedawno po włosku, ale nie wiem czy ukaże się też po polsku. Pozwalam sobie zatem przetłumaczyć notę od wydawcy, która mówi wszystko co trzeba wiedzieć o tej książce.
A wydawcą jest, jak zawsze w przypadku Oriany, Rizzoli, do którego księgarni zawsze muszę zawitać, gdy wiatry przeznaczenia rzucą mnie do Mediolanu.
Nota dell`editore
Zanim Oriana Fallaci została wielką korespondentką wojenną, była niezwykłą i zaciekłą komentatorką wad i zachowań gwiazd filmowych oraz ich drogi do nowej arystokracji. Oriana miała zaledwie dwadzieścia pięć lat, kiedy w 1954 roku rozpoczęła współpracę z „L`Europeo” i przeprowadziła się do Rzymu. Odrodzony powojenny świat coraz mniej przypomina tę kupę gruzu, nad którą królowały ideologie. Popkultura wkracza na scenę, a gwiazdy kina i międzynarodowych odrzutowców to nowa arystokracja: uwielbiana, niedostępna, o której dużo się mówi. Cinecitta i Via Veneto stają się świątyniami, w których spotykają się gwiazdy Hollywood, styliści, śpiewacy operowi, gwiazdy sportu, tancerze, torreadorzy, playboye… Ich twarze są bardziej znane niż twarze głów państw, a ich słowa – nawet te najgłupsze – docierają do uszu wszystkich w ciągu zaledwie kilku godzin. Jednak najbardziej autorytatywni autorzy trzymają się z daleka od tego świata: plotka jest synonimem plotki, całkowitym przeciwieństwem dziennikarstwa, którą lepiej pozostawić młodszym i bardziej niedoświadczonym kolegom. Nawet Oriana, wówczas jedna z nielicznych kobiet w redakcjach włoskich, nie interesowała się tak błahymi tematami i postaciami, jednak – przezwyciężając początkowe zastrzeżenia – wyczuła polityczny potencjał wypowiedzi wielkich osobistości ze świata rozrywki i splendoru.
I tak to, co dla wielu zaangażowanych dziennikarzy byłoby plamą na curriculum, staje się dla niej obszarem śledztwa, które należy dogłębnie zbadać, zachowując zawsze podstawową nieufność i szczery dystans, który pozwala jej nigdy nie wpaść w pułapkę tego całego cekinowego środowiska. Porusza się pomiędzy Rzymem, Nowym Jorkiem a Paryżem i szybko zaprzyjaźnia się z całą kastą filmową. Pierwszym z nich jest Federico Fellini, którego spotyka w 1958 roku w nowojorskim domu Dino De Laurentiisa, gdy z niecierpliwością czekają na telefon od Rocky’ego Marciano. Telefon, na który zwinięty obok telefonu gigant odpowie sarkastycznie, rujnując negocjacje w sprawie praw do nakręcenia filmu o życiu boksera. Oriana nie wie, kim jest ten wielkolud, który się śmieje, a potem wyciąga ją z domu w poszukiwaniu prezentu dla swojej żony, która pozostała we Włoszech. Wybór padł na wątpliwy element bielizny: jakieś nieprawdopodobne żółte, koronkowe majtki. Ale to nie koniec, bo ten łagodny olbrzym zmusza ją także do napisania telegramu z najlepszymi życzeniami, ponownie do żony, z okazji czternastej rocznicy ślubu. I w tym momencie bardzo zirytowana Oriana żąda przynajmniej poznania jego imienia, a on odpowiada seraficznie: „Nazywam się Federico Fellini, a ty?” Miało to miejsce w Nowym Jorku, kilka miesięcy przed zdobyciem przez Felliniego Oscara dla najlepszego filmu zagranicznego za „Noce Cabirii”.
Przyjaźń z Fellinim trwała także we Włoszech, pomiędzy wieczorami towarzyskimi a po posiłkowymi sjestami w jego rzymskim domu wraz z Giuliettą Masiną, towarzyszką i muzą, dla której był ten nieprawdopodobny prezent. Wszyscy opowiadali o nowych gwiazdach filmowych, każdy chciał poznać ich życie prywatne. Oriana wymyśliła gatunek, wywiad z magnetofonem i misję, aby obnażyć ich w zapadających w pamięć portretach.
Jej pierwsze śledztwa opublikowane w „L`Europeo” zostały później zebrane w „Siedem grzechów Hollywood” (1958) i „Antypatiach” (1963), dwóch tomach ukazujących wielki talent dziennikarki, która niczego się nie boi. Nie daje się uwieść urokowi dyżurującego przystojniaka, nie odczuwa pełnego szacunku lęku wobec chwalonego przez krytyków reżysera, nigdy nie czuje się przytłoczona sławą stojącej przed nią divy. Zamiast tego próbuje pokazać ich wszystkich z bliska. „Jeśli zmuszanie ludzi do mówienia jest notoryczne i denerwujące, zmuszanie ich do mówienia przed maszyną rejestrującą każdą pauzę lub westchnienie jest w pięćdziesięciu procentach przypadków dramatyczne. „Rezultat jest tak niezwykły, że Oriana Fallaci zostaje kustoszką wyznań gwiazd epoki. W rezultacie powstał trzeci tom, „Wywiad z mitem”, który ukaże się pośmiertnie w 2009 roku. Projekt opowiadania historii „L`Italia della dolce vita” został odłożony na półkę. Świat przeżywa nowe przygody. Podbój kosmosu, a potem wojny i rewolucje całkowicie pochłaniają Orianę, a dolce vita gaśnie i z historii Via Veneto pozostają tylko zarysy. Dzięki starannej rekonstrukcji archiwum „L`Europeo” możliwe było wznowienie artykułów niepublikowanych od co najmniej sześćdziesięciu lat, ale zachowujących przejrzystość świeżo wykonanej fotografii. „L`Italia della dolce vita” zaczyna się na via Veneto, latem udaje się na Capri, a we wrześniu przenosi na Festiwal w Wenecji. Via Veneto zajmuje tak ważne miejsce w świecie kina, ponieważ „w kraju, gdzie najpoważniejsze sprawy często kończą się jedzeniem w restauracji, a najbardziej skomplikowane przedsięwzięcia zdają się wyrastać z cudu San Gennaro” – pisze Fallaci – „jest oczywiste, że stolik modnej kawiarni nabiera społecznego ciężaru kina”. To lata, w których narodziły się pierwsze biura prasowe wytwórni filmowych: „Via Veneto jest pełna postaci w tajemniczy sposób związanych ze światem Cinecitta”.
To świat, który żyje w określonych czasach: „Jest godzina intelektualistów, godzina snobów, polityków, filmowców”. Zgorzkniałe Włochy, wypełnione oczekiwaniem na właściwy telefon, próbują stworzyć teatr w kraju, w którym „teatr nie działa”. Mimo że jest bardzo młoda, Oriana nie okazuje szacunku. Naśmiewa się z Alberto Sordiego, opisując ostrożność, z jaką wypija swoją granitę do samego dna tak, aby nie zmarnowała się ani jedna kropla. Mówi rzeczy, o których nikomu by się nie śniło. Opisuje Vittorio Gassmana z „czułością, jaką darzę starszego brata, który jest pełen pomysłów, ale jeszcze nie zdecydował, co ze sobą zrobić”.
Wydaje się, że ma już świadomość opowiadania świata, który nie może trwać długo, bo składa się z tych samych złudzeń i pokus, co film. I tak naprawdę w ostatnim rozdziale tej książki, po opowieści o narodzinach przyjaźni z Fellinim i zapowiedzi filmu „La dolce vita”, ostatnie słowa należeć będą do Marcello Mastroianniego. Niepublikowany portret pisany nietypowo w pierwszej osobie. Mastroianni opowiada Orianie o swoich wadach, zdradach, słabościach, być może ufając, że ma wspólnika. Zapomina jednak, że ma do czynienia z Fallaci, która opublikuje wszystko bez zmiany przecinka w artykule, ujawniającym cały dekadencki urok snu, który zakończył się pod koniec lat sześćdziesiątych. Mastroianni nigdy więcej się z nią nie skontaktuje, ale to zdjęcie pozostaje jednym z najpiękniejszych, jeśli chodzi o uchwycenie blasków i cieni dolce vita.