Pennie Smith i najlepsza rock`n`rollowa fotografia wszech czasów


Nowy Jork, Palladium, 21 września 1979 roku, Paul Simonon, basista The Clash był w bardzo złym nastroju. Kolejny koncert podczas ich pierwszej, niezwykle entuzjastycznie przyjmowanej, amerykańskiej trasy, lecz tym razem coś nie zagrało. Numerowane miejsca siedzące… Przy takiej energii płynącej ze sceny? To nie mogło się udać. Ludzie wstają i usiłują tańczyć, ale ochroniarze każą im siadać. Frustracja przerodziła się we wściekłość, Paul ściągnął swój bas fendera, wziął wielki zamach i roztrzaskał go o scenę.

Niecałe dwa metry obok stała ona, Pennie Smith. Była w trasie z The Clash już od dwóch tygodni, dokumentując ich pierwsze, amerykańskie tourne. Każdego wieczoru stała po drugiej stronie sceny, tam gdzie swoje miejsce miał gitarzysta Mick Jones, jednak tej nocy wszystko było inaczej. Gdy wściekły Simonon odwrócił się w jej stronę i podniósł swoją gitarę niczym topór, Pennie natychmiast skoczyła do tyłu niczym pantera gotowa do ataku i nacisnęła spust swojego 35-milimentrowego Pentaxa. Zadziałał instynkt. Tak powstała, wybrana przez Q Magazine, najlepsza rock`n`rollowa fotografia wszech czasów.

1979 – co to był za rok! W Iranie władzę przejął Chomeini, Związek Radziecki najechał Afganistan, Margaret Thatcher rozpoczęła wolnorynkową kontrrewolucję, urodziłem się ja, a The Clash wydali swój trzeci album „London Calling”. Album, który stanowi perfekcyjną mieszankę punk rocka, reggae, bluesa i rockabilly, o mocno anty-establishmentowej wymowie.

Twardogłowi fani The Clash byli zszokowani i oskarżyli zespół o „sprzedanie się” i oddanie się w objęcia komercji. Najwidoczniej zapomnieli, że w punk rocku chodziło przede wszystkim o wolność, wolność ekspresji, a jedyną zasadą był brak jakichkolwiek zasad. I jeszcze te różowo-zielone litery na okładce, zerżnięte z debiutanckiej płyty Presleya. Przecież śpiewali wcześniej „żaden Elvis, Beatlesi czy Rolling Stones”… Niektórzy fani przypłacili to wszystko kilkoma nieprzespanymi nocami.

Skupmy się jednak na zdjęciu, a nie na towarzyszącej mu czcionce. Jak w ogóle doszło do współpracy Pennie Smith z The Clash? Wszystko zaczęło się w 1976 roku, gdy New Musical Express, czasopismo muzyczne, w którym pracowała Smith, poprosiło ją, żeby zrobiła kilka zdjęć podczas koncertu The Clash w Royal College of Art. Miała grypę, więc długo zastanawiała się czy w ogóle iść. Instynkt podpowiedział jej, że warto spróbować więc zwlokła się z łóżka i pochlipując zjawiła się w garderobie chłopaków. Porobiła zdjęcia przez 10 minut i pojechała z powrotem do domu olewając sam występ. Nie minęło wiele czasu, a zadzwonił do niej Joe Strummer, wokalista grupy i zapytał, czy nie zgodziłaby się zrobić im więcej zdjęć.

Tak narodziła się relacja, której efektem był trochę tajemniczy i niepodrabialny wizerunek The Clash. Sama Pennie w jednym z wywiadów przyznała, że nie sądzi aby to ona stworzyła ten image, „po prostu dodałam trochę atmosfery i oprawy do imagu, który już mieli”. Pytana czy wie, dlaczego The Clash wybrali właśnie ją odpowiedziała: „chyba dlatego, że potrafiłam robić przy pomocy fotografii to samo, co oni robili przy pomocy hałasu.”

Nigdy nie dochodziło między nimi do kłótni. Oni potrafili ją zawsze rozśmieszyć, a gdy brała do ręki swojego Pentaxa – ufali jej bezgranicznie. Z żadną inną kapelą – a pracowała mi.in. z The Jam, U2, Debbie Harry, The Who, Rolling Stones – nie nawiązała tak bliskich relacji. Zawsze istniał jakiś niewidzialny mur, stworzony przez samych muzyków zbyt mocno przejętych sobą. Z The Clash było inaczej, więc gdy zespół zaproponował jej, by pojechała z nimi na ich pierwsze, amerykańskie tourne, nie wahała się ani chwili. Reszta jest historią.

Owocem tej niezwykłej chemii, która pojawiła się między Pennie Smith a The Clash była nie tylko okładka „London Calling” czyli najlepsza rock`n`rollowa fotografia wszech czasów, ale też okładka kolejnej płyty „Sandinista” z 1980 roku i wydany w tym samym czasie bestsellerowy album ze zdjęciami pod wszystko mówiącym tytułem „The Clash: Before & After”. Niecierpliwie czekam na kolejną reedycję. Wydany w 1982 album „Combat Rock” również zdobiła fotografia jej autorstwa.

Pamiętacie jedyną zasadę punk rocka? Ja pamiętam więc na koniec zostawiłem to, co według sztuki pisarskiej powinno być na początku. Kim jest Pennie Smith?

Urodziła się najprawdopodobniej w 1949 roku w Londynie. W późnych latach 60-tych uczęszczała do Twickenham Art School, gdzie studiowała grafikę i stuki piękne. Jak sama przyznaje, nigdy nie chciał zajmować się fotografią i szczerze nienawidziła, gdy na ostatnim roku musiała raz w tygodniu, przez pół dnia się tym zajmować. Po studiach rozpoczęła współpracę z dziennikarzem muzycznym Nick`iem Kent`em (tym samym, którego Sid Vicious pobije później łańcuchem rowerowym), współtworząc z nim magazyn Friends. Później ta dwójka (Nick pisał, Pennie robiła zdjęcia) dzięki swojej niebagatelnej pracy trafi do New Musical Express – najważniejszego, brytyjskiego czasopisma muzycznego. Pierwszym zleceniem Smith z New Musical Express była relacja z trasy Led Zeppelin.

Pennie specjalizuje się w zdjęciach czarno-białych, ponieważ kolorowe są dla niej zbyt oczywiste i nudne. Nie lubi zdjęć studyjnych – też strasznie ją nudzą. Najbardziej lubi spakować swój dobytek w małą torbę i ruszyć w autobusową trasę, gdzie jak sama przyznaje „nie robi zdjęć zespołom, tylko konkretnym ludziom”. Sama nie uważa siebie za fotografkę, tylko za osobę, która po prostu robi zdjęcia i dlatego inspiracje czerpie nie tylko od innych fotografów, ale ze świata designu, muzyki i sztuki. Chociaż bardzo ceni zdjęcia z Wietnami Don`a McCullin`a i wczesne prace Cecila Beatona. Do dzisiaj mieszka i pracuje w opuszczonej stacji kolejowej w Zachodnim Londynie, którą przerobiła na studio. Nie lubi udzielać wywiadów.

Jej prace wystawiały najważniejsze światowe galerie.

Album „London Calling” sprzedał się w nakładzie ponad 5 milionów egzemplarzy.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *