“W sztuce nie chodzi o perfekcję!” – John Holmstrom. Punk Rock, Nowy Jork, i komiksy…


Witaj John, co słychać? Dziękuję za to, że zgodziłeś się na rozmowę. Jak sobie radzisz ostatnio? Jak żyjesz podczas kwarantanny?

Mam się dobrze. Wiele firm jest obecnie zamkniętych ? zwłaszcza bary, restauracje i pralnie – co nie jest fajne bo kończy mi się czysta bielizna. Na całe szczęście mam w okolicy wiele sklepów z żarciem, kilka monopolowych i pełno miejsc, w których sprzedają piwo więc mam dostęp do artykułów pierwszej potrzeby.

Moje pierwsze pytanie brzmi: czy to ty wymyśliłeś termin ?Punk Rock? czy nie?

Oh, nie. To nie ja. Byłem gorliwym czytelnikiem magazynu Creem i właśnie w ten sposób zapoznałem się z punk rockiem. Alice Cooper był ?Punkiem Roku? na okładce numeru z 1974 roku! Dzięki temu dowiedziałem się, że muzyka którą najbardziej lubię, czyli Alice Cooper, Stooges, New York Dolls, MC5, Ramones, Dictators ma swoją nazwę.

Powiedz nam coś o wydawanym przez ciebie magazynie PUNK. Jak to się wszystko zaczęło?

Dla mnie to się zaczęło w 1972 roku, gdy wpadłem na pomysł zrobienia komiksu o Alice Cooperze. Narysowałem trochę skeczów i pomysłów, ale gdy podrzuciłem je jednemu twórcy z Marvel Comics dowiedziałem się, że jest to najgłupszy pomysł o jakim słyszał, i że Marvel nigdy się na to nie zdecyduje. Oblizałem więc swoje rany i poszedłem dalej. Zauważ, że Marvel ostatecznie wydał komiks o Alice Cooperze w 1979 roku, a pierwsza edycja chodzi dzisiaj po setki jeśli nie tysiące dolarów,

Niedługo potem zostałem prawie zatrudniony w charakterze wydawcy magazynu humorystycznego i zacząłem myśleć o robieniu czasopisma hybrydy – połączenia komiksu z pismem o muzyce rockowej. Latem 1975 roku zacząłem pracować z moim przyjacielem, Ged`em Dunn`em Jr., który wyraził chęć zainwestowania pieniędzy w magazyn. Pod koniec roku udało się wystartować.

Wciąż uważasz, że gówniane disco powinno umrzeć (nawiązanie do noty wydawcy z pierwszego numeru PUNK Magazine- przyp. Radek)?

Jakiś czas temu zastanawiałem się na tym i olśniło mnie: to nie chodziło o to, że nienawidziliśmy muzyki. Nasza nienawiść do disco brała się z tego, że była to pierwsza muzyka, której nie robił człowiek. Była to pierwsza całkowicie zsyntezowana, skomputeryzowana muzyka, która zastąpiła pop. Ta muzyka i ten styl życia to był czysty hedonizm. Nie było żadnej idei stojącej za disco. Chodziło tylko o to, aby przetańczyć całą noc.

Moja pierwsza nota wydawcy wyrażała te obawy. Napisałem: ?Kwintesencją wszystkiego tego, co jest nie tak z zachodnią cywilizacją jest disco? ponieważ było to gówno zawinięte w sreberko. Myślę, że wielu ludzi instynktownie odrzucało disco i muzykę elektroniczną ze względu na dehumanizujący wpływ. W ten sam sposób industrializacja została pokazana w takich filmach jak ?Metropolis? Fritz`a Lang`a czy ?Dzisiejsze Czasy? Chaplin`a.

Dzisiaj każdy tworzy muzykę na swoim urządzeniu cyfrowym. Używają oprogramowania Pro Tools do usunięcia wszystkich błędów i stworzenia czegoś perfekcyjnego. To samo stało się z komiksami. Artyści używają photoshopa i innych programów graficznych do usunięcia błędów i pomyłek przez co wszystko wygląda uniwersalnie nudno i nieciekawie. Usunęli ludzki element z naszego kreatywnego wysiłku. Wszystkie wielkobudżetowe, animowane komputerowo filmy są strasznie nudne, muzykę tworzą roboty, a sztuka jest martwa.

Dzisiaj nie nienawidzę już disco ale uważam, że istoty ludzkie powinny powstać i odebrać środki produkcji naszym techno-panom potworom. I nie jestem w tym osamotniony. W sztuce nie chodzi o perfekcję! Chodzi o ludzką ekspresję i niedoskonałość, której wszyscy doświadczamy. Sztuka powinna odzwierciedlać prawdziwe życie a nie jakiś obłąkany ideał pokazujący nam jak powinniśmy żyć.

Wróćmy zatem do prawdziwej sztuki. Pierwszy raz zobaczyłeś The Ramones w 1975 roku. Czy byli oni tak fatalni jak głosi legenda?

No coś ty! Byli najbardziej niesamowitym zespołem jaki widziałem (w małym klubie)! To prawda, można na youtube zobaczyć ich pierwszy występ w CBGB w 1974 roku, gdy byli amatorscy i popełniali dużo błędów. Jednak nauczyli się na tych błędach i latem 1975 roku byli w szczytowej formie. Gdy pierwszy raz ich ujrzałem, poczułem się jakbym oglądał Beatlesów w Cavern Club, Rolling Stonesów w Crawdaddy czy Jimmiego Hendrixa w Cafe Wha?.

Jaka była wtedy twoja ulubiona kapela?

Miałem kilku faworytów: zawsze byłem wielkim fanem Jimmiego Hendrixa i mimo tego, że w połowie lat 70-tych już dawno go nie było, kupowałem wszystkie jego płyty jakie mogłem znaleźć. Drugim zespołem, na punkcie którego oszalałem była kapela Alice`a Coopera. Ale oni już się rozpadli gdy pierwszy raz zobaczyłem The Ramones. Latem 1975 roku słuchałem Blue Oyster Cult, którzy właśnie wydali podwójny album koncertowy, i The Dictators, których pierwszy longplay trafił właśnie do sklepów. Lubiłem też koncerty Lou Reed`a z Academy of Music. Byłem nawet na jednym z tych koncertów i było naprawdę niesamowicie. Widzisz więc, że nie miałem jednego ulubionego zespołu i szukałem nowego kandydata do tronu. I wtedy zobaczyłem Ramonesów.

Co było takiego specjalnego w Nowym Jorku lat 70-tych, że tyle niesamowitych zespołów pojawiło się tam?

Nie wydaje mi się, żeby był to tylko Nowy Jork. Przecież mniej więcej w tym samym czasie wiele wspaniałych grup pojawiło się na całym świecie. Zawsze, gdy ludzie kłócą się czy punk rock zaczął się w Nowym Jorku czy w Londynie pytam: ?A co z The Saints?? Przecież mieszkali oni w Sydnej w Australii i wydali swój pierwszy singiel ?I`m Stranded?, który stał się ?Singlem Roku? magazynu Sounds, w 1976 roku. Mniej więcej w tym samym czasie, w którym swoją pierwszą płytę wypuścili Ramonesi, i miesiące zanim Sex Pistols nagrali cokolwiek. Pierwszy album The Saints jest naprawdę wspaniałą punk rockową płytą. Oczywiście AC/DC też pochodzą z Australii i wtedy nazywano ich kapelą punk rockową. Ale to osobna historia.

Wracając do Nowego Jorku, to był on zawsze epicentrum amerykańskiej kultury popularnej. Kilka lat temu odbyła się wspaniała wystawa plakatów ulicznych, pokazująca wszystkie rzeczy, które swój początek miały na Bowery (ulica, na której mieścił się legendarny klub CBGB ? przyp. Radek). Stephen Foster, pierwszy amerykański twórca muzyki popularnej występował tutaj i umarł na Bowery. Pierwsze salony tatuażu powstały na Bowery. Pierwsze kluby basseballowe i pierwsze walki bokserskie. Artyści estradowi, tacy jak W.C. Fields, Harry Houdini, Irving Berlin, Thelonious Monk (pionier Be Bopu) występowali na Bowery. Five Spot Cafe, bardzo ważny klub jazzowy, znajdował się na Bowery. Allen Ginsberg i Jack Kerouac kręcili się tutaj. W Kościele Świętego Marka, rzut beretem ode mnie, wciąż odbywają się noworoczne wieczory poetyckie (to tam debiutowała Patti Smith ? przyp. Radek). Kiedyś na mojej ulicy mieszkał nawet Mark Twain, który pomógł założyć The Player`s Club w domu, w którym mieszkał kiedyś Edwin Booth, którego bardziej sławny brat zamordował prezydenta (chodzi o Abrahama Lincolna ? przyp. Radek) , który swoją reputację zbudował na przemówieniu wygłoszonym w Związku Zawodowym Bednarzy, znajdującym się dwie przecznice od mojego domu. Bar, w którym pijał piwo, McSorley, wciąż znajduje się na 7 ulicy. Nie wspomnę, że wszyscy czterej założyciele Velvet Underground przez chwilę mieszkali w mojej kamienicy…

Na przełomie lat 60-tych i 70-tych powszechnym przekonaniem hippisów było, że Nowy Jork to najgorsze miejsce na ziemi, i że ludzie powinni mieszkać w San Francisco a później powrócić na łono natury. Tak więc żeby mieszkać tutaj trzeba było odrzucić wszystkie te bzdury. Musieliśmy być cwani i nie bać się tutejszej przestępczości i innych niebezpieczeństw.

Większość ludzi, którzy przeprowadzali się wtedy do Nowego Jorku doceniała literaturę, sztukę i kulturę. Wiedzieliśmy wystarczająco dużo o przeszłych ruchach kulturalnych, aby stworzyć nową kulturę. I tak właśnie zrobiliśmy.

Spędziłeś trochę czasu z Sex Pistols podczas ich Amerykańskiej Trasy. W twojej książce ?The Best od Punk Magazine? napisałeś: ?Trasa Sex Pistols była najwspanialszą przygodą w moim życiu?. Powiedz nam coś więcej o tej trasie. Dlaczego była to największa przygoda w Twoim życiu?

Muszę ci powiedzieć, że napisałem o tym scenariusz, który został właśnie wystawiony na sprzedaż, i który cieszy się dużym zainteresowaniem. Będziecie więc musieli poczekać na film.

No dobra, macie małą próbkę. Dałem w prezencie Johnny`emu Rottenowi 180-centymetrowe bycze rogi. Było to w hotelu Holiday Inn w Tulsie w Oklahomie. Podziękował mi mówiąc – Nie zapomnij nas obsmarować w tym swoim czasopiśmie! – Odpowiedziałem ? Nie martw się, nie zapomnę!

W jakim innym rockowym świecie dziennikarz wręcza bycze poroże wokaliście cieszącego się najgorszą sławą zespołu rock`n`rollowego?

O co chodziło w tej wojence między Nowym Jorkiem a Londynem? Czy to wszystko było na poważnie?

Niektórzy nadal biorą to na poważnie, ale ja zawsze patrzyłem na to jak na profesjonalny wrestling: to było dobre dla interesu, to sprzedawało bilety. Jak we wrestlingu: czarny charakter kontra ulubieniec publiczności.

Narysowałeś tylną okładkę na trzecią płytę The Ramones ?Rocket to Russia?. Narysowałeś też jakieś inne okładki?

Prawdę mówiąc to pierwszą grafiką jaką stworzyłem dla Ramones była okładka singla ?Blitzkrieg Bop?, wydanego w Anglii. Potem zrobiłem grafikę na ?Rocket to Russia? czyli tylną okładkę i książeczkę, w której zobrazowałem każdą piosenkę z płyty. Grafiki te pojawiły się na nieskończonej ilości wydań płytowych i koszulek.

Gus MacDonald, fan Ramones, zaprojektował szkic okładki ?Road To Ruin?, który przerobiłem i w ten sposób powstała moją pierwsza, oficjalna ?okładka płyty?. Myślałem, że będzie to moment przełomowy i że od tego momentu zacznę ilustrować więcej okładek, ale nic takiego nie nastąpiło. ?Road to Ruin? nie sprzedawała się zbyt dobrze i myślę, że część winy spadła na mnie. Przez jakiś czas nie projektowałem żadnych okładek.

Chris Stein i Blondie poprosili mnie o zaprojektowanie okładki do ?The Hunter? z 1982 roku. Nie byłem w stanie przygotować niczego, co przypadłoby im do gustu więc poprosiłem Bruce`a Carletona (dyrektora artystycznego Punk Magazine), który stworzył logo i kilka grafik. Bruce zaprojektował również tygrysa w okularach przeciwsłonecznych – logo dla wytwórni Animal, należącej do Chrisa Steina. W tym samym czasie szkicowałem dużo rzeczy dla Animal, takich jak okładki ?Gun Club? czy ?Zombie Birdhouse? Iggyego Pop`a.

Stworzyłem również grafikę dla Mykel`a Board`a na longplay ?Artless? z 1985 roku, która zamiast na froncie znalazła się na wewnętrznej stronie. Podobnie było z EP-ką ?Theme From An Imaginary Midget Western? zespołu Adrenaline OD.

Po chwilowej przerwie spowodowanej brakiem zamówień, około 1990 roku narysowałem okładkę na ?The Best of Times? Murphy`s Law. Wyszło naprawdę nieźle i od tego czasu zaprojektowałem niezliczoną ilość okładek CD, kilka wydań winylowych, singli, trochę wkładek do box-setów itp. Stworzyłem również wiele parodii okładek w związku z moją japońską umową odzieżową. To była prawdziwa zabawa!

Co to za umowa odzieżowa? Gdzie można znaleźć te ciuchy? Tylko w Japonii?

To było już kilka lat temu więc znalezienie czegokolwiek będzie bardzo trudne. To była trochę dziwna umowa, bo dotyczyła tylko Japonii i nie mogli sprzedawać tych produktów ani w Ameryce, ani w Europie. Jestem wciąż w kontakcie z agentami licencyjnymi. To naprawdę wspaniali ludzie i mam nadzieję, że niedługo znów coś wspólnie stworzymy.

Wiem, że uczęszczałeś do School of Visual Arts. Jak to wspominasz? Spotkałeś tam jakiś ciekawych artystów, o których chciałbyś wspomnieć?

Spotkałem tam całą masę wspaniałych ludzi. Pierwszą osobą, z którą się zaprzyjaźniłem, i z którą pracowałem był Batton A. Lash. Stworzył on później ?Supernatural Law? serię komiksów o prawnikach reprezentujących wampiry, demony, zombie i inne potwory, które potrzebują pomocy prawnej po zabójstwach dokonanych na ludziach. Dostał za tę serię sporo nagród.

Kolesiem, którego nie znalem aż tak dobrze, a który też uczęszczał do SVA był Robert Romagnoli, jeden z najlepszych artystów graffiti w połowie lat 70-tych. Zaprosiłem go do współpracy przy pierwszym numerze PUNK co skończyło się tym, że miał swój wkład w każdy numer, nawet w te wydane w XXI wieku. Jego strony ? humorystyczne satyry nabijające się ze wszystkiego – zawsze były bardzo popularne. Miał dziwnego czuja do wnerwiania ludzi mimo że tak naprawdę nie słuchał Punk Rocka i nie chodził do CBGB.

Moimi wykładowcami byli Harvey (MAD) Kurtzman i Will (Spirit) Eisner ale myślę, że moja współpraca z nimi została dobrze udokumentowana. Byłem ich pupilkiem i pracowałem dla nich obu po tym, jak zmuszono mnie do rzucenia szkoły w 1974 roku.

Oczywiście, kilka lat później do SVA uczęszczali Keith Haring i Kenny Scharf i myślę, że szkolne graffiti miało na nich duży wpływ podobnie jak cały ruch artystyczny East Village. Nigdy ich nie poznałem ale słyszałem, że byli na wystawie ?Punk Art? w 1979 roku.

Kto był / jest twoim ulubionych twórcom komiksów i dlaczego?

Steve Ditko, słynny twórca komiksów o Spidermanie, które uwielbiałem jako dzieciak. Narysował też Doctora Strange, kolejny z moich ulubionych komiksów, i wiele innych rzeczy jak moje ukochane ?pięciostronnicowe arcydzieła? dla przedmarvelowskich komiksów takich jak Strange Tales, Journey Into Mystery itp.

Ditko miał niesamowitą zdolność opowiadania historii i bardzo unikatowy styl, który możesz zobaczyć oglądając filmy o Spidermanie. Zwłaszcza, gdy Spiderman lata po Nowym Jorku jak totalnie wolna dusza.

Myślisz, że to był przypadek, że Peter Parker chodził do Forest Hill Highschool w Queens, tego samego liceum, do którego chodzili Ramonesi? Kto wie…

Co porabiałeś od czasu PUNK Magazine?

To długa historia, ale postaram się ją maksymalnie skrócić. Na magazynie PUNK nie zarobiłem żadnych pieniędzy, więc po jego bankructwie w 1979 roku zostałem niezależnym ilustratorem i pisałem dla różnych czasopism. Okazjonalnie występowałem z moim komiksowym bohaterem Joe`m. Joe był moim ?żywicielem? i pojawiał się w czasopiśmie Bananas w latach 1975 ? 1984.

W 1984 roku wszystko się zawaliło. Straciłem moją stałą pracę i straciłem prawie wszystkie zamówienia, które robiłem dla magazynów, które w przeciągu kilku miesięcy zbankrutowały. W 1986 roku, gdy mgła ustąpiła, robiłem niezależne zlecenia dl High Time i tam też znalazłem stałą posadę na lata 1987 ? 2000.

W 2000 roku opuściłem High Times i spróbowałem wskrzesić magazyn PUNK. Pierwszy numer sprzedał się naprawdę dobrze więc stworzyłem business plan i zacząłem umawiać się na spotkania. Wtedy nadszedł 11 września, którego epicentrum znajdowało się tylko kilka przecznic od biura, które wynajmowałem. Zniszczyło to moje nadzieje. Powróciłem więc do wykonywania zleceń jako freelancer i po kilku latach podjąłem kolejną próbę wskrzeszenia PUNK. Przygotowałem nową umowę ale około 2007 roku dystrybucja prasy niezależnej przestała istnieć co zmusiło mnie do porzucenia tej idei.

Później zacząłem tworzyć grafiki dla japońskiej firmy odzieżowej o czym już wspominaliśmy. Agencja, która zarabiała krocie na koszulkach CBGB zatrudniła mnie, Godlisa i Robertę Bayley do rozszerzenia swojego imperium. Niestety klub CBGB zbankrutował, Hilly umarł i nastał kryzys gospodarczy.

Sprawy zaczęły przybierać dobry obrót gdy pracowałem przy filmie CBGB i mniej więcej w tym samym czasie, czyli w 2011 roku, podpisałem umowę w firmą wydawniczą ?It Books? na wydanie ?The Best of PUNK Magazine?. Od tamtego czasu jestem częściowo na emeryturze i pracuję nad różnymi projektami, które kiedyś nie wypaliły.

Mieszkasz w Nowym Jorku już prawie 50 lat. Jak zmieniło się miasto od Twojego przyjazdu.

Miasto zmieniało się tyle razy, że straciłem rachubę. Weźmy na przykład okolicę St. Marks Place, gdzie mieszkam od 1976 roku. Pierwszy raz gdy tu przyjechałem w 1969 roku zobaczyć Jimmi`ego Hendrixa w Fillmore East, cała okolica była wypełniona butikami z ciuchami dla hippisów, sklepami płytowymi i klubami. Pamiętam, że na rogu St Marks i Second Avenue był fajny kiosk z gazetami Gem Spa i dziwna, malutka lodziarnia, która sprzedawała lody Panama Red i Acapulco Red. Tamtego weekendu wstąpiłem do kościoła St Marks na noworoczne czytanie poezji, na którym występowali tacy miejscowi notable jak Allen Ginsberg czy Tuli Kupferberg. Za każdym razem gdy przyjeżdżałem do Nowego Jorku, musiałem zajrzeć do księgarni East Side Bookstore żeby zobaczyć najnowsze niezależne komiksy.

W czasie, gdy przeprowadziłem się do Nowego Jorku, czyli w 1972 roku, większość sklepów dla hippisów zniknęła. Kluby Fillmore East i Electric Circus były zamknięte, pozostała tylko księgarnia East Side i kilka butików z ciuchami. Jednak dzielnica wciąż była niezwykle ciekawa. Meredith Kurtzman pokazała mi restauracje B&H na Drugiej Alei, która wciąż tam jest i wciąż serwuje wspaniałe żarcie wegetariańskie. Jeden kumpel z liceum też przeprowadził się do Nowego Jorku i otworzył lokal Twenty Saint Marks, później znany jako bar Grassroots, więc miałem gdzie przesiadywać. Mała lodziarnia rozwinęła się i zaczęła sprzedawać burgery sojowe, był też w okolicy fantastyczny sklep z płytami FreeBeing gdzie kupowałem pełno tanich płyt Stooges, Velvet Underground czy T.Rex. Ale poza tym okolica była opustoszała.

W 1976 roku, gdy wystartowałem z magazynem PUNK sytuacja jakby się poprawiała więc uderzyliśmy do lokalnych firm z ofertą reklamy. Pierwszym miejscem, do którego się udałem, był sklep Trash & Vaudeville, którego właściciel zgodził się na reklamę na połowie strony i od razu nam za nią zapłacił! Kilka miesięcy później, w sklepie FreeBeing odbyło się pierwsze w historii podpisywanie płyty przez The Ramones. Wierzcie lub nie ale nikt nie przyszedł.

Około 1977 ? 1978 roku Punk Rock nabrał rozpędu. Na St Marks Place otworzył się Manic Panic a Trash & Vaudeville robił szalone interesy na punkowych ciuchach importowanych z Londynu. Lodziarnia przyjęła nazwę Dojo i przeobraziła się w prawdziwą restaurację.

Punkowy interes zaczął przejmować okolicę w latach 80-tych. Zanim zauważyłem, w okolicy pojawił się prawie tuzin sklepów muzycznych, do tego kilka sklepów z punkowymi ciuchami i nawet kilka punkowych klubów. Każdej nocy muzyka grała w The Continental a Cony Island High miała aż trzy poziomy, zapewniające nie tylko muzykę ale i inne przedstawienia. Oczywiście kilka przecznic niżej cały czas istniało CBGB. Całkiem niedaleko Tower Records otworzyło super-sklep, gdzie można było kupić fanziny, płyty i wszystko o czym tylko zamarzyłeś. W tym samym czasie restauracja Dojo stała się niezwykle popularna, a właściciel zaczął otwierać w okolicy coraz więcej azjatyckich knajp.

Pojawiła się kultura barowa. The Village Idiot (Wsiowy Głupek), szurnięty bar na pierwszej alei puszczał muzykę country i zachęcał ludzi to totalnego upijania się i tańczenia na barze. Jeden z barmanów opuścił to miejsce i otworzył Coyote Ugly po drugiej stronie ulicy. Wkrótce, po premierze filmu o tym samym tytule (w Polsce jako ?Wygrane Marzenia?- przyp. Radek) jego bary franczyzowe pojawiły się w całym kraju.

Na początku nowego wieku wszystko zmierzało ku końcowi. Owszem, był niezły nowy sklep muzyczny Wowsville. Continental wciąż istniał, ale muzyka rockowa i punk rockowa była w odwrocie. Sąsiedztwo zostało zdominowane przez azjatyckie restauracje, których większość prawdopodobnie jest w rękach naszego lodziarza. Prawdziwy Amerykański sen, co? Tyle małych firm, tylu artystów, i tylu muzyków mogło rozpocząć tutaj swoje kariery. Trash & Vaudweville przeniosło się na Siódmą Ulicę i wciąż ma się dobrze. Manic Panic ze swoimi farbami do włosów stało się globalną marką. A dzisiaj? Ostatnią punkrockową firmą jest Search And Destroy, jedyny, paskudny, napastliwy bastion alternatywnej kultury na St. Marks. Kościół wciąż organizuje czytanie poezji w każdy wieczór noworoczny. Restauracja B&H i kiosk Gem Spa wciąż istnieją i mam nadzieję, że przetrwają koronawirusa. Lecz kontrkultura East Village prawie całkowicie zniknęła.

Muszę przyznać, że było to niezwykle ciekawe zjawisko do obserwowania.

Jak zmieniłbyś Nowy Jork, gdybyś mógł?

Hahahaha! Jak zmieniłbym świat gdybym był dyktatorem? Nigdy nie chciałem mieć władzy nad ludźmi więc nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Nie jestem wystarczająco mądry żeby wiedzieć jak wszystko naprawić. Nie potrafię rozpracować elementów Yin ? Yang rzeczywistości i reakcji na każdą akcję więc może wszystko co chciałbym zrobić doprowadziłoby do totalnego zamieszania.

Z drugiej strony kocham Nowy Jork i nie zmieniłbym czegokolwiek. Jest to najwspanialsze miasto w historii świata i jestem szczęściarzem, że mogłem tu żyć w tak interesujących czasach.

Zaczekaj chwilę… Czy mogę obniżyć mój czynsz? Wskrzesić Dojo? Znów otworzyć CBGB? To bym na pewno zrobił.

Nie zostaliśmy stworzeni do nieśmiertelności i nasza kultura, tak samo jak ludzie, żyje i umiera. Powinna być efemeryczna a nie trwała. Myślę o kulturze jak o pięknym motylu, który żyje krótko i pada łupem łapaczy motyli, przykuty szpilką do gabloty ku uciesze przyszłych pokoleń. Wtedy właśnie kultura staje się sztuką, i przenosi się z klubów do muzeów.

I moje ostatnie pytanie: Czy wciąż słuchasz Punk Rocka? Jakaś nowa Patti Smith na horyzoncie?

Od czasu do czasu słucham nowych nagrań punkowych. Ludzie wysyłają mi płyty i wiele z nich to naprawdę bardzo dobre rzeczy. Ale tak naprawdę co można porównać do pierwszego usłyszenia ?Piss Factory? lub pierwszej wizyty na koncercie Ramones w CBGB, gdy cały świat był zahipnotyzowany gównianym disco? Punk nie zmieni świata. Chociaż chciałbym się mylić.


2 thoughts on ““W sztuce nie chodzi o perfekcję!” – John Holmstrom. Punk Rock, Nowy Jork, i komiksy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *