Włosi nie potrafią robić wina…


Włosi nie potrafią robić wina – mówi do mnie Jean-Francois.
Słucham? – odpowiadam zszokowany.
Włosi nie potrafią robić wina. Piłeś kiedyś dobre wino we Włoszech?

Ciepło nocy, która jest tutaj wybawieniem, delikatnie masuje moją twarz, a kubki smakowe poddawane są coraz to przyjemniejszym pieszczotom. Dochodzi północ, lecz nikt jeszcze nie myśli o spaniu, północ to wciąż wcześnie.

Apulia, kraina gdzie rozmawia się z umarłymi, i gdzie dogłębnie czuć, że jest coś więcej, że istnieje też świat, którego nie widzimy. Przyjechaliśmy tu wczoraj, odwiedzić przyjaciół, doświadczyć pizzici oraz przeniknąć tajemnicę całego tarantismo. No i oczywiście spróbować miejscowej pizzy.

Apulia ma w sobie magię, niewiarygodną magię, którą ciężko ubrać w słowa. Magię, która już cię nie wypuści, gdy skuszony dasz się jej uwieść. Nie ma tu prawie w ogóle turystów, plaże są piaszczyste i dzikie, a Adriatyk wabi swoim ciepłem. Chciałbym tu zostać już na zawsze: pić wino, czytać książki, i wychodzić nocą, jak robią to miejscowi. Nocą, gdyż w dzień jest zbyt upalnie, w dzień to kraina duchów.

Ma to swoje zalety. Od pierwszej, czyli świętej godziny lunchu, do późnego popołudnia, gdy dzikość światła już nieco łagodnieje, cała plaża może być twoja. I taka właśnie była, co przypłaciłem spalonymi ramionami.

Powietrze jest tu czyste, potwornie gorące, i przepełnione melancholią. Melancholią, którą nieświadomie zachłysnąłem się rano, i która już ze mną została. Ale to przyjemna melancholia, refleksyjna, twórcza.

– Wiesz co Jean-Francois, zastrzeliłeś mnie tym pytaniem.
– No sam widzisz, nie potrafią. Napijmy się szampana, przywiozłem go ze sobą z Francji. Kupiłem u lokalnego gościa. Włosi szampana robić też nie potrafią.
– Robią prosecco…
– Prosecco jest obrazą!
– No ale kuchnię mają lepszą niż wy. Gdzie nie pójdziesz, tam dobrze zjesz, a u was obok jedzenia wybitnego zdarzają się prawdziwe katastrofy.
– A wiesz dlaczego? Powód jest prosty, Włosi używają tylko świeżych i lokalnych produktów, a u nas niektórzy je importują, bo są tańsze, na przykład pomidory z Holandii. I tak cała świeżość znika.

Wierzę mu na słowo, w końcu wychował się w restauracji. Jego ojciec był wybitnym kucharzem, a ja byłbym głupcem, gdybym poprzestał tylko na pizzy mając pod ręką te wszystkie ponętnie świeże produkty. Tak świeże, że na śniadanie jadłem zrobioną dosłownie pięć minut wcześniej mozzarellę. Teraz rozkoszuję się musciscą, lokalną, niespotykaną nigdzie indziej kiełbasą z mięsa koziego. Nie wiem co jest lepsze. Dla jednego i drugiego dałbym się zabić. Dla tego stylu życia też. Na pewno tu wrócę. Nie wiem czy na stałe czy nie, ale na pewno tu wrócę.

Podczas mojej podróży poznałem takich ludzi i doświadczyłem takich chwil, które zmieniły mnie jako człowieka. Ta noc w Apulii i kolacja z Jean-Francois to właśnie jedna z takich chwil.

A tajemnice pizzici, taranstismo i miejscowej pizzy? Napiszę o nich innym razem.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *