Klasyczna dyplomacja w wykonaniu Amerykanów odeszła do lamusa. Takich scen z Gabinetu Owalnego, jak tych wczorajszych, świat jeszcze nie widział. Pogarda, z jaką spotkał się prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ze strony amerykańskiego prezydenta Trumpa i wiceprezydenta J.D. Vance`a trudna jest do wytłumaczenia. I nic tu nie pomógł pas mistrza świata wszechwag WBC, który Zełenski przywiózł jako podarunek od swojego rodaka, Oleksandra Usyka.
W piątek w Gabinecie Owalnym zarówno Trump, jak i Vance poddali Zełenskiego szeregowi zjadliwych, publicznych nagan, a następnie zmusili go do opuszczenia Białego Domu, zanim jeszcze podpisał umowę o przekazaniu części ukraińskich zasobów naturalnych. Umowę, która jest kluczem do utorowania drogi dla dalszego wsparcia USA w rozmowach pokojowych z Rosją. Dałem ci narzędzia, żebyś zniszczył wszystkie te czołgi. Obama dał ci prześcieradła. . . musisz być bardziej wdzięczny – atakował Zełenskiego Trump – Przekaż kilka słów uznania Stanom Zjednoczonym Ameryki i prezydentowi, który próbuje uratować twój kraj – wtórował mu Vance. Słowa Vance`a były szczególnie żenujące, ponieważ osoba zajmująca niższe stanowisko (wiceprezydent) nigdy, a już zwłaszcza w obecności kamer, nie powinna odzywać się w ten sposób do osoby piastującej stanowisko wyższe (prezydent). Spotkanie było też dobrą okazją dla Trumpa, żeby kilkukrotnie (co ma w swoim zwyczaju), nazywać swojego poprzednika, Joe Bidena, „głupkiem”. Na czym polegała głupota poprzedniego, amerykańskiego prezydenta? Na bezwarunkowej pomocy napadniętej przez Rosję Ukrainie. Gdy zdegustowany Zełenski opuścił Biały Dom, Dan Scavio, najwyższy urzędnik administracji Trumpa, zamieścił w mediach społecznościowych menu lunchu, w którym nie uczestniczyła ukraińska delegacja, dodając, że teraz zjedzą go pracownicy administracji. Kultura osobista na najwyższym poziomie…
Żeby zrozumieć co wydarzyło się wczoraj, musimy cofnąć się o sześć lat. W 2019 roku odbyła się pierwsza telefoniczna rozmowa między Trumpem a Zełenskim, podczas której Trump bezskutecznie namawiał Zełenskiego do wygrzebania brudów na temat interesów biznesowych syna Joe Bidena, Huntera. Nie dość, że Zełenski żadnych brudów nie wygrzebał, to jeszcze rozmowa ta stała się podstawą pierwszego impeachmentu Trumpa przez Izbę Reprezentantów. I tak pojawiła się zła krew, która swoje ujście znalazła, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę trzy lata temu. Trump wyłonił się wtedy ze swojego biura przy Piątej Alei, jako czołowy krytyk Kijowa i piewca tasseomacji, że gdyby wciąż był prezydentem, to do wojny nigdy by nie doszło. Znając jego zastanawiający podziw dla Putina wydaje się to całkiem realne. Do wojny by nie doszło, a Putin bez jednego wystrzału otrzymałby kontrolę nad Ukrainą, która jest przecież tylko „sztucznym tworem” i „projektem”.
I tu pojawia się zasadnicze pytanie: Skąd ten zastanawiający podziw dla Putina? Czy Trump jest sprytniejszy niż się wydaje i chce w ten sposób przeprowadzić odwrotny manewr niż prezydent Nixon i ówczesny doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego Henry Kissinger, i dokonać próby zbliżenia z Rosją w celu stworzenia przeciwwagi dla rosnących w siłę Chin? Czy może kryją się za tym bardziej prozaiczne powody, wynikające z predyspozycji osobowościowych? Trudno powiedzieć, ale to co wydarzyło się w Gabinecie Owalnym wywołało niemałe oburzenie wśród wielu sojuszników USA w Europie. Putin już zaciera ręce.
A co na to Chiny? Oficjalnie popierają dwustronne negocjacje pokojowe na linii USA-Rosja, ale w kuluarach kuszą europejskich przywódców „szerszym przemyśleniem stosunków chińsko-europejskich”. Już dzisiaj Europa jest znacznie bardziej powiązana gospodarczo z Chinami niż Stany Zjednoczone, a dostęp do europejskiego rynku jest niezbędny dla obydwu graczy. I to może być najważniejsza karta przetargowa w rozmowach z Trumpem. Zasygnalizowanie bliższych więzi z Chinami może być dźwignią umożliwiającą zabezpieczenie zobowiązań – zwłaszcza w kwestii bezpieczeństwa – ze strony USA. Europa w końcu uświadomiła sobie, na jak duże zagrożenie pozwoliła się narazić przez własną bierność. Uzależnienie od podmiotów zewnętrznych w zakresie własnego bezpieczeństwa było i jest zbyt duże. Na całe szczęście europejscy liderzy, wyrwani brutalnie z beztroskiego snu, zdają się wreszcie dostrzegać błędy, które popełnili na przestrzeni lat. Wczorajsze sceny z Gabinetu Owalnego tylko ich w tym utwierdziły. A nam dobitnie pokazały, co osiągnął prezydent Francji Emmanuele Macron, premier Wielkiej Brytanii sir Keir Starmer, czy przyjaciel Trumpa Andrzej Duda, którzy pielgrzymowali do Waszyngtonu przed wizytą Zełenskiego, starając się nakłonić Amerykanów do przyjęcia korzystniejszego – z punktu widzenia Europy i Kijowa – stanowiska w sprawie Ukrainy.