Późno, ale do pewnych spraw człowiek najwidoczniej musi dojrzeć. Tym bardziej, jeżeli od samego początku był sceptyczny. Najlepsza neapolitańska pizza na świecie? Złoty medal? Rekomendacje wszystkich liczących się przewodników? – W Pabianicach?!?! Ludzie uwierzą we wszystko…
W końcu jednak, wrodzona ciekawość wzięła górę nad sceptycyzmem. Chociaż nie do końca, bo cały czas traktowałem całą tę historię w lekkim uśmieszkiem pod nosem. Okazja nadarzyła się sama. Czekała mnie podróż do Krakowa przez Radom, więc Pabianice wydawały się nie najgorszym miejscem na krótki postój i napełnienie brzucha zgłodniałego pielgrzyma. Zboczyłem z autostrady, przedarłem się rogatkami Łodzi i wreszcie dotarłem do celu.
Okolica tylko wzmogła mój sceptycyzm, którego mimo wszystko nie pozbyłem się do końca. Opustoszałe gospodarstwo rolne, sex shop w starej stodole, a obok podobno najlepsza neapolitańska pizza na świecie…
Dobrze, że zarezerwowałem stolik, bo kolejka przed wejściem była całkiem okazała. Przemknąłem obok, powiedziałem, że jestem na liście, i dostałem samotny stolik w rogu tylnego pomieszczenia. Na stoliku stał elektroniczny dzwonek, który – jak mi powiedziano – służy do przywołania kelnerki gdy już zdecyduję się jaką pizzę chciałbym zjeść. Szybko się zdecydowałem, jednak dzwonić musiałem aż trzy razy (w kilkunastominutowych odstępach czasu), zanim pojawiła się filigranowa dziewczyna i przyjęła ode mnie zamówienie. Byłem zły, godny, zniecierpliwiony, a czarne jak smoła ściany przybytku, w którym gościłem, jeszcze bardziej wzmagały mój sceptycyzm. Po co ja tu przyjechałem? – wciąż powtarzałem sobie w myślach.
I wtedy – po prawie dziewięćdziesięciu minutach od przekroczenia progu – na moim stole pojawiła się pizza. Pizza, która wyssała światło z całego otoczenia. Nie mam na myśli dodatków, bo te wybrałem dość niefortunnie. Chciałem spróbować jedną z najpopularniejszych wersji w Zielnej Górce i zdecydowałem się na Diavolę z Gorgonzolą, co pomimo mojej miłości do każdego z tych dodatków z osobna, stanowiło dość marną kombinację. Mam na myśli samo ciasto, sos pomidorowy i mozzarellę. Zwłaszcza ciasto. Niebotycznie pyszne ciasto. Lekkie jak wiosenny obłoczek, co w przypadku pizzy neapolitańskiej nie jest oczywistością. To ciasto zdecydowało o wszystkim. Tak dobrej pizzy neapolitańskiej nie jadłem nigdy wcześniej, a jadłem ją w naprawdę wielu miejscach. Okazało się, że mój honor jest jednak na sprzedaż. Ale było warto!

 
		