Adam Szulc, “Następny Proszę!”
Mam olbrzymi szacunek dla rzemieślników. Jest jakiś niepowtarzalny urok, który roztaczają wokół siebie ludzie oddani swej pracy. Pracy, w której małymi krokami, dzień po dniu, dochodzą do perfekcji. Bez względu na to, czy są to piekarze, pizzaioli, barberzy czy kaletnicy. Czasami bywa też tak, że swoje nieprzeciętne umiejętności przekazują oni dzieciom, a potem wnukom, tworząc rodzinne tradycje, którym można – i należy – przyklasnąć. I uchylić czapki z głów. Czasami też piszą książki, chcąc podzielić się ze światem swoją drogą, swoją pasją i swoim życiem.
Jednym z takich rzemieślników jest Adam Szulc, – nie boję się użyć tego określenia – najlepszy fryzjer męski w naszym kraju. Adam prowadzi swój Barber Shop JAMA, jest nauczycielem teorii fryzjerstwa, instruktorem nauki praktycznej zawodu, twarzą i pomysłodawcą linii kosmetyków, perkusistą, autorem książek, artykułów i… i sam nie wiem skąd czerpie tyle energii (a tej energii szczerze mu zazdroszczę).
Wychowaliśmy się w tej samej dzielnicy, słuchamy podobnej muzyki. Ja już dzielnicę zmieniłem, ale chętnie raz na kilka tygodni wracam na stare śmieci, żeby zrobić porządek na mojej głowie. Tym bardziej, że towarzyszą temu miłe dla mego ucha dźwięki, płynące z głośników w Jamie. A i sam wystój tego niebanalnego miejsca działa na mnie kojąco.
Czy może zatem dziwić, że książka „Następny proszę!”, czyli druga część napisanej przez Adama trylogii, przypadła mi do gustu? Adam opisuje w niej swoją drogę, w tym osiedle na poznańskich Ratajach, zamiłowanie do muzyki (Adam jest perkusistą hardcorowego zespołu Cymeon X) i przede wszystkim zamiłowanie do fryzjerstwa. Na ponad czterystu stronach znajdziemy historię amerykańskich barber shopów, biografie emerytowanych fryzjerów, rozmowy z mistrzami oraz opisy fryzur, narzędzi i artefaktów męskich salonów fryzjerskich. Jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich obecnych i przyszłych adeptów tej pięknej profesji, oraz dla wszystkich miłośników rzemiosła jako takiego.
Pierwszy nakład wyprzedał się całkowicie (co nie dziwi), ale lada dzień ukaże się wydanie drugie, rozszerzone o czterdzieści stron treści i opatrzone nową okładką. Ja mam to szczęście, że posiadam wydanie pierwsze, okraszone dedykacją i autografem autora.