“Zawsze gdy ruszam w świat, pokazuję wszystkim czym zajmujemy się tu, w Los Angeles” – Estevan Oriol
Estevan Oriol, znany też jako Scandalous to fotograf i reżyser teledysków z Los Angeles. Estevan reprezentuje sobą i swoimi pracami to wszystko, co stanowi o miejskiej kulturze Los Angeles czyli lowridery, gangi, hip-hop, punk rock, graffiti i dziedzictwo meksykańskich imigrantów. Jeśli macie Netflix to pojawił się tam ostatnio wyreżyserowany przez niego film dokumentalny L.A. Originals. Cieszę się, że miałem możliwość zamienienia z nim ostatnio kilku słów. Panie i Panowie, przed wami Estevan Oriol!
Większość Twoich zdjęć jest czarno-biała. Dlaczego?
Wynika to z tego, że właśnie w ten sposób zacząłem robić zdjęcia. Mój tata robił czarno-białe fotografie i strasznie mi się one podobały, więc chciałem robić zdjęcia w ten sam sposób. Właśnie dlatego zacząłem moją przygodę z fotografią od zdjęć czarno-białych.
Wciąż robisz takie zdjęcia. Wolisz je od kolorowych?
Robię czarno-białe zdjęcia każdego dnia. Kocham to! O takie zdjęcia proszą mnie ludzie, bo jestem jestem znany z robienia właśnie takich zdjęć. Kocham robić zdjęcia czarno-białe.
Robisz też troszeczkę zdjęć kolorowych, prawda? Czy to dlatego, że magazyny proszą o kolor?
Tak, czasopisma chcą kolorowych zdjęć.
Czy to jedyny powód? Gdyby to zależało od Ciebie, to zawsze robiłbyś w czerni i bieli?
Przeważnie tak, tak właśnie bym robił. Czasami ludzie proszą mnie o zdjęcia kolorowe, gdy chcą w ten sposób coś pokazać, na przykład gdy członkowie gangu mają pogrzeb, chcą żebym zrobił im kolorowe zdjęcia, żeby wszyscy mogli zobaczyć, że mają na sobie barwy swojego gangu.
Powiedz jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią? Wiem, że pierwszy aparat dostałeś od swojego ojca.
Tak, to wszystko dzięki niemu.
Pojechałeś z House of Pain w trasę jako ich manager koncertowy. Czy to wtedy zacząłeś robić zdjęcia? Czy to był początek Twojej kariery?
Tak, byłem tour managerem House of Pain od 1992 do 1994 roku. Potem się rozpadli, więc ruszyłem w trasę z Cypress Hill i byłem z nimi od 1994 do 2005 roku. Mój pierwszy koncert z Cypress Hill to był Woodstock 1994. Po 2005 roku nie chcieli już więcej jeździć w trasy więc postanowiłem zająć się fotografią i reżyserią na pełen etat.
Byłeś członkiem Cypress Hill? Wiem, że przez pewien czas byłeś nawet ich koncertowym DJ-em w zastępstwie DJ Muggs`a.
Tak, byłem. Robiłem to od 1995 do 1997 roku.
Jesteś też członkiem Soul Assassins. Co to takiego, co to za ekipa?
Soul Assassins to ekipa artystów. Zajmujemy się każdym rodzajem sztuki, jest produkowanie muzyki, pisanie muzyki, pisanie tekstów, projektujemy ubrania – mamy własne marki odzieżowe, ja zajmuję się fotografią, filmowaniem, reżyserowaniem, Cartoon robi tatuaże, maluje aerografem, szkicuje. W naszej ekipie są ludzie od dosłownie każdego rodzaju sztuki.
Kiedy założyliście Soul Assassins?
Muggs założył Soul Assassins w 1991 roku. Na samym początku to była tylko muzyka, później pojawiłem się ja i Cartoon, a razem z nami pozostałe formy sztuki.
Zbudowaliście też studio Soul Assassins w dzielnicy Skid Row, w centrum Los Angeles. Kiedy wystartowaliście?
To studio założyliśmy, o ile się nie mylę, w 2000 roku i działaliśmy tam do 2013, nie do 2015 roku. Byliśmy tam przez 15 lat, niezła jazda.
Mieliście tam kilka niezłych lowriderów. Wiem, że to Twoja miłość i pasja. Powiedz coś więcej o tym. Jakich aut używacie? Wiem, że najbardziej popularna jest Impala z 1964.
O tak! W większości to chevrolety z roczników od 1956 do 1964 roku. Takich aut spotyka się najwięcej. Chevrolety Bel Air z 1956 i 57 roku oraz Impala d 1959 do 1964 – to najbardziej popularne modele, których używamy do lowridingu. Ja mojego pierwszego lowridera kupiłem w 1989 i zacząłem bo budować w 1991 roku.
Wciąż go masz?
Tak, wciąż go mam. am też klasyczną Impalę “Blue Velvet”, mam Chevroleta Fleetline z 1947 i jeszcze jedną Impalę z 1961.
Super! Należysz do jakiegoś klubu?
Należę, mój klub nazywa się PEGASUS. Spotykamy się w każdy weekend. Zjeżdżają się wszyscy z całego miasta i spędzamy razem czas. Teraz mam też food trucka z taco, zbudował go mój partner Page, więc zabieramy ze sobą ciężarówkę, lowridery, spotykamy się, wszyscy jedzą nasze taco, jeździmy naszymi autami.
Brzmi jak naprawdę świetne spędzanie wolnego czasu. Powiedz mi, czy uważasz siebie za przedstawiciela kultury Chicano i czy w zasadzie jest kultura Chicano?
Chicano to Amerykanie meksykańskiego pochodzenia, czyli też ja więc jak najbardziej czuję się częścią tej kultury. Trzymam tę flagę wysoko gdziekolwiek pojadę. Zawsze gdy ruszam w świat, zabieram tę kulturę ze sobą i pokazuję wszystkim czym zajmujemy się tu na miejscu, w Los Angeles.
Robiłeś zdjęcia naprawdę szalonym gangsterom. Miałeś kiedyś przez to jakieś kłopoty?
Nie, nigdy. Zawsze okazuję szacunek. Mam do wszystkich szacunek, a jak kogoś szanujesz, to ten ktoś szanuje ciebie. Tak więc gdziekolwiek pójdę nie mam żadnych problemów, nie ma żadnych nieporozumień. Niektóre zdjęcia były naprawdę dzikie. Kiedyś udałem się robić zdjęcia członkom pewnego gangu i pojawili się ich wrogowie. Była strzelanina, ale nie miało nic wspólnego ze mną, to była część długiej historii między tymi dwoma gangami.
Nikt nigdy nie chciał skopać Ci tyłka bo nie spodobały mu się zdjęcia, które zrobiłeś?
Nie, nie ma mowy!
Robiłeś też zdjęcia wielu celebrytom. Ciężko jest pracować z tymi ludźmi?
Zawsze gdy idę się z nimi spotkać pojawiają się kłopoty, chcą skopać mi tyłek. Są zamieszki między naszymi ekipami ale suma sumarum robię jakieś niezłe zdjęcia i wszyscy są cool, nie ma beefu. Celebryci są cool. Żartuję oczywiście…
A teraz poważnie, ciężko jest?
Nie, nie jest ciężko, jest łatwo. Jak już mówiłem zawsze okazuję szacunek i dostaję to samo w zamian. Jedyne przypadki gdy nie otrzymuję szacunku w zamian to od niektórych celebrytów, którzy myślą, że są za dobrzy na to, że są na wyższym poziomie, że są jakimiś nadludźmi. Robię wtedy szybko zdjęcia i znikam. Mam to wtedy w dupie. To po prostu kolejne zdjęcia kolejnej osoby.
Wiesz, ja po prostu staram się iść do pracy i wykonać tę pracę jak najlepiej. Jeśli oni tego nie chcą, nie ma sprawy. Do następnego…
Robisz też zdjęcia wielu muzykom, szczególnie rapperom. Z kim Ci się najlepiej pracowało?
Jeśli musiałbym wskazać tych, z którymi najlepiej mi się współpracowało, to byliby to Snoop Dogg i Eminem. Bardzo fajnie ludzie, z którymi naprawdę łatwo się pracuje. Zero zachowania w stylu primadonny, zachowują się jak normalni kolesie. Są naprawdę super.
Podczas swojej kariery jako fotograf i jako manager tras koncertowych odwiedziłeś 56 krajów. Gdzie podobało Ci się najbardziej? Jakieś wspomnienia, którymi chciałbyś się podzielić?
Mam wspaniałe wspomnienia z Brazylii, Meksyku, Japonii i Europy. To wszystko cudowne wspomnienia, ponieważ doświadczałem czegoś nowego przez cały czas. W życiu nauczyłem się, że trzeba zdobyć jak najwięcej doświadczeń, nigdy nie zostawać w miejscu. Trzeba z życia brać tak wiele, ile tylko się da i właśnie dlatego gdy jadę do nowego kraju nie siedzę w hotelu i ie oglądam jedynie atrakcji turystycznych. Staram się iść wszędzie i zobaczyć tak duża, jak tylko mi się uda. Żyjemy tylko raz, więc trzeba żyć na maksa i zobaczyć jak najwięcej.
Trudno się nie zgodzić. Powiedz mi coś na temat Twojej wizyty w więzieniu dla Talibów w Afganistanie.
Jak byłem w Afganistanie jeden koleś zapytał mnie jakiego rodzaju zdjęcia robię. Spojrzałem na mój komputer i na pulpicie miałem folder “Więzienie w Panamie”. – Robisz zdjęcia w więzieniach? – Odpowiedziałem. że tak i pokazałem mu fotki. Zapytał, czy chcę zrobić zdjęcia w więzieniu, w którym zamknięci są tylko Talibowie. – Pewnie, że chcę!
Ludzie zawsze mnie pytają czy chcę zrobić to czy tamto, a ja zawsze odpowiadam TAK bo wiem, że w 99 procentach przypadków gadają bzdury i nic z tego nie wychodzi. Jednak w tym przypadku było inaczej. Pojechałem tam i porobiłem zdjęcia więźniom, które wyszły cholernie dobrze. To jedne z moich ulubionych zdjęć w ogóle. Wiesz, oni byli Talibami a ja Amerykaninem więc myślałem, że będą we mnie rzucać odchodami, pluć na mnie, ale nic takiego nie miało miejsca. Cieszyli się, że tam jestem, i że robię im zdjęcia. Nie widują tam nikogo nowego, a ja byłem nową twarzą. Nie mogliśmy ze sobą pogadać bo nie mówimy w tym samym języku, ale i tak byłem dla nich kimś nowym, kimś kogo nie widują każdego dnia, więc byli dla mnie w porządku.
Wróćmy do Los Angeles, twojego rodzinnego miasta. Co najbardziej lubisz w Los Angeles?
Lubię wszystko – jeżdżenie lowriderami po mieście, miejscową kuchnię, mieszkających tu moich przyjaciół i moją rodzinę, lubię jeździć moimi motocyklami – mam dwa Harleye i Indiana – na wybrzeże, lubię robić zdjęcia. Ta lista nie ma końca… Jest tak wiele rzeczy, które można tu robić. To miasto możliwości, dlatego wszyscy tu przyjeżdżają chcąc spełnić swe marzenia. Wielu z nich wraca potem do swoich domów ze złamanym sercem, ale to dlatego, że za słabo się starali i za słabo pracowali. Nie zdawali sobie sprawy ile to kosztuje wysiłku i odpuszczają.
Ja się tu urodziłem i wychowałem. To jest mój dom i kocham to miejsce!
A czego najbardziej nie lubisz w Los Angeles? Co chciałbyś zmienić?
Korki uliczne! Najbardziej nie lubię korków ulicznych i tego, że jest tu za dużo przyjeżdżających spoza miasta ludzi, którym się wydaje, że mogą robić w naszym mieście to, na co mają ochotę. Nie, nie mogą! To nie jest ich miasto, więc nie mogą tu przyjeżdżać bez szacunku i nie mogą traktować naszego miasta jak gówna. Tego tutaj nie lubimy. Zawsze gdy gdzieś jadę, odnoszę się do wszystkiego z szacunkiem: nie rzucam śmieci na ziemię, nie zachowuję się jak dupek wobec innych ludzi, niczego nie rozpierdalam. Tak samo powinni zachowywać się ludzie przyjeżdżający do naszego miasta!
Wiem, że jesteś w połowie Włochem a ponieważ pracuję nad książką o pizzy muszę się Ciebie zapytać czy lubisz pizzę i jaka jest najlepsza pizzeria w Los Angeles?
Kocham pizzę! Kocham całe włoskie jedzenie, z wyjątkiem owoców morza – nigdy ich nie jem. Teraz jestem weganem, ale wciąż kocham pizzę. W Los Angeles jest wiele wspaniałych miejsc serwujących pizzę. Jest lokal należący do mojego kumpla, profesjonalnego skateboardera Salaman`a Agah`a – Pizzanista! Często tam chodzę. Jest też Louie Bottega – serwują naprawdę dobrą nowoczesną pizzę na cieniutkim cieście. Jadam też w Pura Vida – to restauracja wegańska i często chodzimy tam na pizzę.
Nie tylko reżyserujesz teledyski dla wielu zespołów jak Cyress Hill czy Blink 182, ale kręcisz też filmy dokumentalne. Na Netflix jest Twój dokument “Ekscentrycy w L.A.” (“L.A. Originals”). O czym jest ten dokument?
To film o mnie i o Cartoonie, o naszych życiach i naszej wspólnej podróży przez ostatnie 25 lat. Poznaliśmy się w 1992 roku, ja procowałem już z House of Pain, a on był artystą grafikiem, później w 1995 roku zaczął tatuować. To historia o nas, ja zaczęliśmy razem działać. Zapoznałem go z kolesiami z kapel, z którymi pracowałem – z House of Pain, z Cypress Hill. Najpierw wytatuował mnie, potem ziomków z Cypress Hill.
Podczas jednej trasy poznaliśmy Goodie Mob i gdy przyjechali do Los Angeles, zaproponowałem Cartoonowi żeby ich wytatuował. Wrócili do Atlanty i pokazali dziary kolesiom z Outcast, a potem nastąpił efekt kuli śnieżnej – Cartoon zaczął tatuować wszystkich hip-hopowców, Big Boia z Outcast, Eminema, Dr. Dre, 50 centa, potem to już było wariactwo. Wszystko filmowałem, filmowałem nasze wspólne podróże, moje podróże z zespołami, filmowałem jak jeździmy lowriderami i wszystko co inne co robiliśmy przez ostatnie 25 lat, a co udało się upchnąć w półtoragodzinnym filmie. Dużo rzeczy musiałem wyciąć.
Wiem, że film jest nowiutki, z 2020 roku, ale czy pracujesz już nad czymś nowym?
Tak, robię w tej chwili trzy książki. Za chwilę ukaże się album “Bosozoku” o japońskich gangach motocyklowych, robię drugą część “L.A. Women”, “Lowriding Worldwide” i jedną książkę ze zdjęciami światowych tras koncertowych, na których byłem z różnymi zespołami. To cztery książki i pracuję też nad filmem dokumentalnym o Cypress Hill.
Nieźle, nie mogę się doczekać, kiedy je zobaczę. Chciałbym się jeszcze Ciebie zapytać, czy masz jakieś rady dla młodych lub przyszłych fotografów?
Wszystkiego czego się nauczyłem, nauczyłem się od poprzedników. Wtedy było inaczej. Dzisiaj dzieciaki nie muszą robić tego, co ja musiałem. Nie muszą kupować filmu i chodzić do laboratorium, nie muszą przygotowywać i wysyłać portfolio do wydawców i czasopism. Teraz robisz zdjęcie telefonem, wrzucasz je na stronę, gdzie masz już 40 tysięcy innych zdjęć i na Instagramie możesz sprzedawać swoje gadżety z nadrukiem do wyboru. Jeden koleś tak robi i idzie mu bardzo dobrze. Chyba można nazwać jego telefon aparatem, bo ma obiektyw i robi zdjęcia, jednak koleś nawet nie używa aparatów jakich my używamy. Masz aparat, robisz zdjęcia, wrzucasz je na Instagrama i kto wie co się stanie.
Jest tak dużo ludzi robiących zdjęcia… Jest to chyba najbardziej rozmyta profesja w tej chwili. Każda osoba na świecie, nawet na obszarach wiejskich krajów Trzeciego Świata, ma telefon, który robi zdjęcia. Nie każdy może być robotnikiem budowlanym, górnikiem, naukowcem czy dziennikarzem – nie każdy ma potrzebne umiejętności czy dostęp do niezbędnych narzędzi – ale każdy ma w swojej kieszeni aparat fotograficzny pod postacią telefonu. Nie każdy kto ma młotek jest robotnikiem, nie każdy kto ma nóż i deskę do krojenia jest kucharzem i tak samo nie każdy kto ma aparat fotograficzny jest fotografem. Na pewno nie dla mnie. Jeśli uważasz, że coś jest twoją profesją to znaczy, że dostajesz za to pieniądze. Jest tu pełno ludzie, którzy na przykład pracują w restauracji, a gdy zapytasz ich co robią to odpowiedzą: “jestem aktorem’. – O super! W jakich filmach grałeś? – Jeszcze w żadnych, ale chodzę do szkoły aktorskiej i pracuję jako kelner.
Taaaaa, a ja jestem astronautą bo czytałem o tym książkę. Jeżeli nie dostajesz kasy i nie jest to twoim źródłem utrzymania, nie utrzymujesz za to rodziny, to nie jest to twoja profesja i nie jest to prawdziwe.
To bardziej jak hobby
Jeżeli grasz w filmach i dostajesz za to pieniądze, utrzymujesz z tego swoją rodzinę, to wtedy jesteś aktorem. A tak to jesteś po prostu kelnerem, który po pracy chodzi do szkoły aktorskiej i ma marzenia. Tak samo jest z fotografią – robisz milion zdjęć, z których jedno jest dobre, ale to nie czyni z ciebie fotografa. Jesteś po prostu kolesiem, który robi zdjęcia, albo kolesiówą, wszystko jedno. Chodzi o to, że nie każdy kto robi zdjęcia jest fotografem.
I moje ostatnie pytanie: czy używasz photoshopa?
Mój asystentka używa, bo robię zdjęcia w plikach RAW, więc są to zdjęcia płaskie, niekontrastowe. Nie ma nasycenia, ani niczego, więc potrzeba photoshopa albo innego programu żeby je wywołać i żeby wyglądały tak samo jak w momencie zrobienia, żeby było jak zrobiony w tym samym czasie plik JPEG. To jest to co widziałem i to jest prawdziwe. Nie dodaję żadnych ekstra kolorów, nie dodaję ani nie usuwam żadnych gówien, bo to nie jest wtedy zdjęcie tylko raczej grafika komputerowa.
Jeżeli używasz programów do podrasowywania swoich zdjęć, to nie są to już zdjęcia. Teraz niektórzy ludzie poświęcają mnóstwo czasu i przy użyciu tych programów chcą stworzyć idealny obraz. Kiedy zaczynałem to żeby dokonać jakiś retuszy trzeba było oddać zdjęcie do specjalizujących się w tym miejsc i zapłacić 50 dolarów za godzinę. Wszystko uważali, że to ściema i naciąganie ludzi. Teraz każdy może sobie nałożyć filtr, zrobić to czy tamto, ale to już nie jest 100-procentowe zdjęcie – to pół zdjęcie, pół grafika.
Dzięki za rozmowę i za Twój czas, czekam na twoje nowe albumy.
Dzięki i zadzwoń do mnie później.