Pierwsze 3 tygodnie


Szukam miejsca do pisania. Miejsca, w którym po zebraniu wszystkich wrażeń z podróży będę mógł usiąść i dopełnić mojego wiekopomnego dzieła. Pogoda się popsuła, ale dla procesu twórczego to chyba nawet lepiej.

Chciałem przymierzyć się do Przymiarki, ale cały czas jest zamknięta więc projektuję się w Project Wilson. Też fajnie i też rzut beretem od mojego miejsca zamieszkania. Muszę mieć taką miejscówkę bo w biurze, a tym bardziej w domu nie zawsze się da. Mam zamiar wypróbować jeszcze Winkiel, ale otwierają dopiero pod wieczór, a ja nie wiem czy pisanie o tak późnej porze, i to jeszcze po winie to dobry pomysł. Chociaż Thompsonowi i innym gigantom wino pomagało, więc może we mnie też obudzi obce mi dotąd pokłady sił twórczych.

Na razie jestem tutaj i piję moje latte. Obserwuję ludzi, którzy w przeważającej mierze nie urodzili się w tym kraju i wsłuchuję się w ich ładnie brzmiące języki. Nie urodzić się w tym kraju to obecnie, w czasie Euro 2020, prawdziwe błogosławieństwo. Chociaż jeśli mam być szczery, to od samego początku nie dawałem naszym orłom (czy raczej magdeburskim smokom) żadnych szans. Nie ważne. Włosi wciąż grają i to grają tak, że zapiera dech w piersiach. Piękno w czystej postaci, niczym śpiew Bocellego. Cieszę się, że już niedługo moja noga stanie na włoskiej ziemi. Chyba nawet kupię sobie koszulkę Squadra Azzurra.

Za oknem właśnie mignęła mi Kornelia z dziećmi. Nie wie, że tu siedzę i piszę. Ostatnio obraziła się na mnie za to, że ja obraziłem się na nią i zupełnie sfiksowała na dwa dni. Potem jej przeszło i znowu mnie kocha 🙂 „Niezbadane są wyroki Boskie i sądów rejonowych” – mawiał mój wykładowca Teorii Państwa i Prawa. Ja bym to raczej zmienił na „Niezbadane są wyroki Boskie i wnętrze kobiety”. W każdym razie miłość kwitnie i moja żona nie może się doczekać nadchodzącej wielkimi krokami wyprawy.

Pewnie, że nie może się doczekać. Przecież nie musi nic robić, natomiast mnie zżera stres. Jest tyle rzeczy do ogarnięcia, tyle rzeczy do zaplanowania, tyle osób do skontaktowania się, że od jakiegoś już czasu o niczym innym nie myślę. Oczywiście przesadzam trochę z tym stresem. Dopadł mnie – pewnie że tak – ale stwierdziłem, że i tak wszystkiego nie zaplanuję, wszystkiego nie przewidzę, więc nie ma się co spinać tylko trzeba iść na żywioł. W końcu etap zbierania materiałów to najprzyjemniejsza część pracy korespondenta – czy w tym przypadku autora książki awanturniczo-przygodowej. Mam tylko nadzieję, że na końcu nie każą mi rozpoznawać kury, jak kazali von Nogayowi.

Wracając do meritum, zdradzę wam plan na pierwsze trzy tygodnie wyprawy. Dziewiczą noc spędzimy w Wenecji – w samym k…a centrum!!! Znalazłem super hotel i położony niedaleko parking strzeżony. Wjeżdżamy naszym czarnym potworem do samego centrum! Rano wstajemy, jemy śniadanie i grzejemy do Neapolu, gdzie też w ścisłym centrum spędzimy pięć nocy. Wiem, że pięć nocy w centrum Neapolu, zwłaszcza w lipcu to dużo, no ale Neapol to kolebka pizzy i mam tam mnóstwo miejsc do odwiedzenia i mnóstwo ludzi do spotkania. A na piękną plażę autem wcale nie jest daleko. I do Positano też nie…

Następnie walimy na wschód, do Apulii spotkać się z przyjaciółką rodziny, panią Rosą i zgłębić tajemnicę La Pizzica. Zostaniemy tam na dwie noce. Co potem? Podobno wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, więc nie mamy innego wyjścia. Tym bardziej, że pizza rzymska to obok neapolitańskiej najważniejszy rodzaj tej potrawy. Cztery noce w pobliżu Fontanny di Trevi to jak mi się wydaje całkiem niezły pomysł. Boję się tylko korków, w których utknę.
(Więcej o korkach i Rzymie: https://dziennikswiat.pl/wlochy-wedlug-jacka-jacek-palasinski-w-rozmowie-o-zyciu-we-wloszech/).

Pizzę trzeba czymś popić, więc korzystając z okazji mam zamiar odwiedzić w Wiecznym Mieście muzeum Peroni. Liczę na darmową degustację w zgodzie z indywidualnymi możliwościami. A potem to już czysta rozkosz na plażach Toskanii. I to aż przez siedem nocy. Oczywiście całego czasu nie spędzę na plaży ponieważ muszę odwiedzić Florencję, Pizę i Pontederę z muzeum Vespy.

Tak wygląda plan na pierwsze trzy tygodnie. Potem przyjdzie jeszcze czas na północną część Włoch i na Sycylię. Mam nadzieję, że wszystko uda się ogarnąć jeszcze tego lata.

PS Najgorsze jest to, że w mojej głowie pojawiają się już nowe pomysły. Tatuaż w Hongkongu, miesiąc w szkole sushi w Tokio czy koleją transsyberyjską z Zamirem Gottą (https://dziennikswiat.pl/zjednoczmy-sie-spozyjmy-wspolnie-posilek-napijmy-sie-gorzalki-wzniesmy-toast-i-zostanmy-przyjaciolmi-zamir-gotta/)


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *